Ir al contenido principal

Kiedyś w marcu

troche z jaskiń tego dnia
Z psami pracowałam już długie miesiące, ale nie miałam długich wycieczek. Tylko takie krótkie, kilkunastokilometrowe.. po okolicy.
Teraz zaczynałam wyprawy do jaskiń lodowych. Dzień wcześniej w ostatniej chwili zostałam zabrana jako 2gi przewodnik. Ben pokazał mi trasę i jak przebiega wycieczka, ale ze Svalbardem jest tak, że czasami coś widać, a czasami nie. Wtedy nie było za bardzo widać..

Następny dzień też nie należał do tych z najpiękniejszymi widokami. Musiałam zdać się na psiaki. Są bardziej niezawodne niż GPS, one się nie rozładowują;) One znają drogę. Są bardzo mądre i w terenie dają sobie rade znaczenie lepiej niż ludzie. Czasem trzeba im zaufać i zawiozą cie do celu. Poza tym ich łapki maja odpowiednie sensory  i co jest fascynujące, wyczuwają, gdzie są szczeliny, czy kruchy lód. Doświadczone psy w niebezpieczne miejsce cię nie zabiorą.

Teraz byłam jedynym przewodnikiem w swojej grupie.  Oczywiście nawet jeśli czujesz, że sytuacja dla ciebie jest skomplikowana, nie możesz dać po sobie tego poznać. Ludzie tak, jak psy, potrafią wyczuć twoją niepewność. Wtedy traci się w oczach ludzi i, co gorsze, w ślipiach psów. Jako przewodnik musisz być rozważny, ale też stanowczy. Ludzie zawierzają ci życie, a psy cię szanują. 

Tego dnia Rakel miała wycieczkę o 8mej, Ben o 9tej, a ja o 10tej. 
Kiedy przyjechałam z moją grupą na lodowiec, zakotwiczyłam swój zaprzęg, pomogłam moim klientom, a potem pomogłam Rakel wystartować. Czasem start jest bardzo skomplikowany. Im więcej ludzi, tym trudniej, zwłaszcza z górki, na lodowcu. Jak się wtedy straci kontrolę nad zaprzęgiem, psy są w stanie biec ponad 60 km/h. One uwielbiają biegać. 

Ben w tym czasie był w jaskini. Psy miał zaparkowane niedaleko psów Rakel i moich.
Zaprzęgi grupy mojej koleżanki ruszyły, a za nimi psy Bena, 2 puste sanie. Drużyny psie tak chciały pobiec, że powyrywały czekany i ruszyły z wielka parą.  Musiałam je ratować. Najpierw ruszyłam w pogoń swoim zaprzęgiem. Skoczyłam do pierwszych sań, szybko je zakotwiczyłam, potem do drugich. Na szczęście psy były trochę zaplątane i nie musiałam ich w nieskończoność ganiać po lodowcu. 
Uratowałam koledze 2 sanie. Bez nich nie miałby jak wrócić z lodowca. Jego goście mieliby dość długi spacerek.  



Typowa pogoda w marcu. Potrafi być dużo lepiej i dużo gorzej

Moi turyści stali na swoich hamulcach patrząc z niedowierzaniem na puste zrywające się sanie. Muszę przyznać, że akcja ratownicza wymagała niemałych zdolności akrobatycznych z mojej strony i całkowitą kontrolę nad moimi psiakami. Husky to żywioł, dzikość, czysta energia. Cały czas trzeba uważać, żeby ani psy ani ludzie nie narobili kłopotu. Wszytko dzieje się bardzo dynamicznie, trzeba uważać, żeby nie stracić równowagi, ani zimnej krwi.   M











Comentarios

Entradas populares de este blog

Obliczyłam, że tygodniowo jeżdzę średnio 100 km przez śniegi i lody Svalbardu. Taka moja praca. Jestem psim przewodnikiem, a dokładniej przewodnikiem psich zaprzęgów. Ludzie z całego świata przyjeżdzają tu przeżyć przygodę życia. Marzą o psich zaprzęgach. Często jestem świadkiem pięknych, wzruszających chwil, a czasami bardzo śmiesznych i trudnych do wymyślenia sytuacji, które już jakiś czas temu próbowałam uwiecznić. Pisanie nie jest moją mocną stroną, jednak dzisiaj postanowiłam zacząć na nowo... Wspaniałych ludzi poznaję często. Taka jest magia Spitsbergenu. Pomysłem na bloga są niechronologicznie poukładane opowiadania, których głownymi bohaterami są psy i ludzie.

Kiedyś w październiku..

To była końcówka października. Pamiętam, bo wtedy z koleżanką zmieniałyśmy sobie grafik. Ja byłam przekonana, że grafik funkcjonuje od zaraz, ona, że od początku przyszłego miesiąca. Każda z nas wg swojego planu miała wolne i przez to psy nie dostały jeść. Miałam tego dnia  3 inne wycieczki i byłam wykończona. Dopiero wieczorem zdałyśmy sobie sprawę, że psy dalej chodzą głodne i o 23tej pojechałam je nakarmić. To było najwsześniej jak mogłam… Tylko miłość do czworonogów przekonała mnie do tej nocnej wyprawy. Było ciemno, bardzo ciemno. Zapakowałam toyote jedzeniem i pojechałam kilkanaście km za miasto.  I zimno.. październikowe noce w Arktyce nie należą do najcieplejszych.  Przed włączeniem halgenów szłam ze słabą czołówka. Niesamowite. Ledwo oświetlały się ślipia psów. Właściwie setka ich była. Setka wyglodnialych huskich, ciemna noc, nad nami zorza. Cudna. Rzadko mi się udało taką zobaczyć. Psiaki bardzo się cieszyły z mojej wizyty, pewnie już myślały, że nie dos...